Kobieta stała się
tematem szeroko komentowanym już w starożytności. I już od czasów
Arystotelesa postrzegano ją jako biegun przeciwny w stosunku do
mężczyzny. Z mężczyzną, bowiem m. in. Arystoteles utożsamiał
aktywność, prostolinijność, wyższość. Po drugiej stronie była
ona – bierna, zmienna, zachowawcza, chytra i niższa - kobieta.
Myślę, że nie przesadzę z uogólnieniem, że rola kobiety w
wiekach dawnych w ogóle, widziana była, jeśli nie przez pryzmat,
to na pewno w opozycji do mężczyzny.
Filozofowie
zazwyczaj nie posiadali żon. Jedynym znanym wyjątkiem była
małżonka Sokratesa. Nie dajmy się jednak zwieść złudzeniom,
wszak i ona nie jest „chlubnym” przykładem kobiety starożytnej.
Sokrates traktował ją niejako w kategoriach aporii; nie była dla
niego podmiotem, ale przedmiotem - przedmiotem jego ćwiczeń.
Uczeń Sokratesa,
Platon, w swoim dziele „Państwo” również zwraca uwagę na
funkcje kobiety i sprowadza je przede wszystkim do prokreacyjnej
funkcji matki i żony. Nie sposób nie zauważyć tu pośrednio już
podkreślanej całkowitej zależności kobiety od płci męskiej.
Jeśli mówimy tu
o starożytności – a pominąć jej nie możemy, skoro tematem
dalszych rozważań ma być kobieta renesansowa – warto wspomnieć,
że zmiany w sposobie postrzegania kobiety przyniosło
chrześcijaństwo. Począwszy od Maryi, skończywszy zaś na
kobietach, które towarzyszyły Jezusowi. Warto podkreślić, że
zapanował także kult dziewictwa, które pozwalało osiągnąć
kobiecie szacunek w oczach ówczesnych.
Aby mieć choć
minimalnie przybliżony obraz rozwoju poglądów na temat kobiety,
zatrzymajmy się jeszcze przez chwilę przy jej wizerunku wykreowanym
przez wieki średnie. Ów wspomniany przeze mnie wcześniej kult
dziewictwa trwał. Obok dziewic szacunek zyskiwały wdowy, które
oddawały się modlitwom i ascezie, a także pomagały innym.
Dziewictwo i wdowieństwo – to dwie drogi, które zatrzymywały
średniowieczny mizoginizm. Prócz tych dwóch modeli, istniał
jeszcze jeden: kobiety – fundatorki. Model ten obejmował wszak
tylko kobiety zamożne, np. żony władców, które zajmowały się
mecenatem. Jednakże nikogo chyba nie trzeba przekonywać do tego, że
ogólny wizerunek społeczny kobiety był pasywny. Nie miały one
prawa do edukacji; jedyna droga do wykształcenia wiodła przez
klasztorne kaplice. Kobieta wykształcona jest w średniowieczu
niejako synonimem zakonnicy. Znanym nam odstępstwem od tej reguły
była postać Heloizy – ukochanej Abelarda. W wiekach średnich
panowała usilna chęć „wyrzucenia” kobiety poza społeczeństwo,
która pogłębiła się wraz z wybuchem procesów o czary i
uformowała nowy model kobiety – czarownicy, charakterystyczny dla
schyłku epoki.
Przejdźmy teraz
do właściwego tematu pracy, a mianowicie do kobiety w renesansie. I
tutaj napotykamy na pasywny wizerunek niewiasty. Kobieta bowiem w
renesansie nie miała praw publicznych, politycznych. Była
zepchnięta na dalszy plan społeczeństwa, stanowiła tło świata
zdominowanego przez mężczyzn; była tego świata uzupełnieniem.
Renesansowa kobieta jest całkowicie zależna od „swojego pana”,
podlega mu. Jest, jak możemy stwierdzić za Marią Bogucką,
„słabszym ogniwem”, istotą „świecącą światłem odbitym”
od mężczyzny, a jej podstawowe zadania, narzucone przez płeć
męską, ograniczają się głównie do roli żony i matki.
W renesansie
ważnym aspektem życia było zawieranie małżeństw. O „wyższości”
stanu małżeńskiego przekonuje m. in. Rej w „Żywocie człowieka
poczciwego”. Co za tym idzie, zwracano także uwagę na to, jakimi
cechami powinna odznaczać się dobra małżonka. Dominującą cechą
charakteru wybranki winna być uległość, posłuszeństwo - dobra
żona, to żona poddana mężowi. Białogłowa powinna zawsze
wspierać swojego męża, pomagać mu w pracach domowych i
gospodarczych, a także, rzecz jasna, wychowywać dzieci. Za takim
modelem żony opowiada się m. in. Mrowiński i Rej. Kolejną cechą,
jaką chciano widzieć w kandydatce na przyszłą żonę, była
pobożność. Uważano, że kobiecie trudniej jest osiągnąć życie
cnotliwe, a droga do cnoty istoty biologicznie niższej od mężczyzn,
wieść może tylko przez uległość, powściągliwość, dobroć,
roztropność, skromność, wstydliwość, brak rozwiązłości.
Ideałem byłaby
oczywiście żona o równym statucie społecznym i majątkowym. Bo o
ile mężczyzna mógł ostatecznie poślubić uboższą kobietę, o
tyle kobieta wiążąc się z niższym statutem społecznym i
materialnym mężczyznom musiała zrzec się swojego majątku.
Powiedzieliśmy już o cechach charakteru, usposobienia, statusie
społecznym i materialnym. Jednakże, gdy wybierano sobie kandydatkę
na żonę (oczywiste było, że i w tej kwestii decydował mężczyzna,
bądź swaci, a niewiasta pozostawała pasywna) zwracano uwagę na
wygląd. Już Paprocki w swoim dziele zatytułowanym „Nauka
rozmaitych filozofów około obierania żony” zastanawia się nad
problemem wyboru „gładkiej” bądź „szpetnicy”. Rej i
Andrzej z Kobylina uważali zaś, że wygląd nie jest jedynym
priorytetowym kryterium wyboru żony; ważne jest, aby jej fizyczność
była w stanie sprostać roli, jaką przed kobietą stawiano –
wydać na świat potomstwo. Bowiem właśnie największą zaletą - i
zarazem zadaniem kobiety renesansu - była płodność. Uważano, że
nie ma większej zasługi dla białogłowy, jak wydanie na świat
licznego potomstwa. Rodzenie dzieci było indywidualną ofiarą
złożoną na ołtarzu ojczyzny. Sądzono bowiem, że kobieta wydając
na świat chłopców, daje ojczyźnie silnych, mężnych wojowników.
Renesansowe kobiety rodziły zatem dużo i często (zdarzało się,
że nawet co 24 – 30 miesięcy), co wpływało na wczesną
umieralność i niską średnią wieku.
Co można
powiedzieć o wykształceniu kobiet? Uważano, że kobieta powinna
być przede wszystkim pracowita. A do jej zadań należy wypełnianie
obowiązków domowych i opieka nad dziećmi. Umiejętność czytania,
jak sądzono, stanowić mogła wręcz zagrożenie. Wiedza w żadnym
stopniu nie była czynnikiem warunkującym kobiecość. Białogłowy
od nauki raczej izolowano, wszak sądzono, że wiedza może
sprowadzić kobiety na złą, niecnotliwą drogę. Pojawiały się
sporadycznie pojedyncze głosy w obronie praw kobiety do nauki. Wśród
tych nielicznych m. in. Jean Louis Vives, choć przeciwny udziałowi
kobiet w życiu politycznym, uważał, że powinny mieć dostęp do
edukacji. Margaret L. King z kolei w tłumaczeniu jednego z tekstów
Vivesa zauważa, że autor przyznaje prawo do nauki kobietom,
jednakże przestrzega przed zbytnim zagłębianiem się niewiast w
tajniki wiedzy. Novum na gruncie polskim były słowa Andrzeja
Glabera z Kobylina, który dołączył do nurtu humanistycznego
Zachodniej Europy, twierdząc: „przeto oni [mężczyźni], bojąc
się swej sławy utracić, aby białe głowy rozumem ich nie
przechodziły, chcąc wiele umieć, bronią im czytania pisma, chyba
modlitw, a paciorków.” Słowa Andrzeja Glabera to swoista próba
nobilitacji kobiety. To rewolucyjne stwierdzenie było jednak długo
zatuszowywane.
Warto jednak
zwrócić uwagę, że już w XVI wieku swoją działalność
rozpoczynają sawantki – kobiety, chcące pogłębiać wiedzę,
których największa aktywność przypada na wiek XVIII. Już w XVI
wieku rodzi się także literatura kobieca, którą wiążemy z
nazwiskiem Zofii Oleśnickiej z Piaskowej Skały i Jadwigi
Piotrowczykowej. Widzimy, zatem, że kobiety, choć bardzo powoli, to
jednak wychodzą poza domowe obowiązki, mimo panującego wówczas
poglądu, że tajniki wiedzy, czy nawet towarzystwo, są dla kobiety
czynnikami destrukcyjnymi.
Model renesansowej
kobiety, to jednak model ambiwalentny. Dwoistość natury kobiecej w
wiekach XVI i XVII przedstawiano za pomocą mandragory, która z
jednej strony była rośliną wspomagającą płodność, z drugiej
natomiast – ziołem złowróżbnym, którego w swoich magicznych
rytuałach zwykły używać czarownice. Na czym zatem owa
dwubiegunowość kobiety polegała?
Podaliśmy już
model pasywnej żony, poddanej mężowi; niezbyt, a najlepiej w
ogóle, niewykształconej, której ozdobą ma być płodność, a
chlubą wydanie na świat licznego potomstwa. Po drugiej stronie
istniała kobieta – zagadka. Prototyp kobiety fatalnej, którego
dopatrywać możemy się już w postaci pramatki ludzkości: Ewy –
kusicielki, czy też w postaci tak popularnej w renesansie Pandory,
tkwił gdzieś głęboko w mentalności ludzi renesansu. Kobietę
bardzo często utożsamiano z mrocznymi siłami zła, z grzechem. I
tak właśnie postać biblijnej Ewy była dla ówczesnych „źródłem
śmierci przez swą zmysłowość i piękność”, była „istotą
ulotną i zdradliwą”, jak pisze Hanna Dziechcińska. I dalej pisze
autorka, że w XVI wieku „kobiecą postać przybierały również
wyobrażenia występków i grzechów”. Zatem kobieta była niejako
alegoryczną wykładnią zła.
Uzyskaliśmy więc
odpowiedź na czym polegała ambiwalencja kobiecej natury. Dobro –
zło, świętość i świeckość, a następnie cielesność tuż
obok wizji dobrej statecznej żony – oto wyznaczniki dwoistości
natury kobiecej, jaką dostrzegamy w renesansie, a o których szerzej
pisze wspomniana wcześniej Hanna Dziechcińska w swojej książce
„Kobieta w życiu i literaturze XVI i XVII wieku”.
Dyskusję i
polemikę z przytoczonym powyżej wizerunkiem kobiety podjął
Agryppa. Co prawda, częściowo zgadza się z poglądami epoki
(kobieta – matka, której mleko jest wyrazem mocy, jaką natura
dała kobiecie), jednakże jego stwierdzenie, że „wszytkiego złego
początek jest od mężów, a nie od niewiast” najpopularniejszym w
dobie renesansu zapewne nie było.
Mężczyźni
obawiali się zmienności kobiecego charakteru. Kobieta była dla
nich swoistą składanką skrajności. Bano się nieprzewidywalności
jej zachowań, kapryśnych, zmiennych humorów. Dostrzegano, bowiem,
jak pisze Bogucka, „bujny temperament” i „gwałtowny charakter”
niewiast. Obrazu zmiennej gwałtownej białogłowy dopełniała
wspomniana wcześniej wizja kobiety, jako uosobienia grzechu. I
właśnie dlatego mężczyzna próbował za wszelką cenę utrzymać
dominację nad kobietą, często w bardzo prosty sposób – za
pomocą rózgi bądź bata. Mąż już od początku XV wieku miał
prawo karcić żonę w ten niewysublimowany sposób. Warto zwrócić
uwagę na fakt, iż strach przed niestałą kobiecą naturą swe
korzenie ma już w starożytności.
Zainteresowanie
kobietą i odbicie poglądów ówczesnych znalazło odzwierciedlenie
w licznych dziełach literackich, m. in. w „Żywocie człowieka
poczciwego” Mikołaja Reja, czy „Dworzaninie polskim” Łukasza
Górnickiego. Od wypowiedzi na temat kobiety nie stronił również
Erazm z Rotterdamu, Mrowiński i wielu innych. Swoją obecność
białogłowa zaznaczyła także w dziedzinie sztuk plastycznych,
zwłaszcza malarstwa. Za Dziechcińską, warto wspomnieć tu
chociażby dzieło Jean’a Cousin’a „Eva Prima Pandora” z 1520
r. czy też dzieło „Natura” Martina Heemskerka (około 1572 r.).
Widzimy, zatem jak
złożone i wielobarwne było spojrzenie na kobietę w dobie
renesansu. Jeśli miałabym podsumować to złożone i szerokie
zagadnienie kobiecości, określiłabym je, idąc za Dziechcińską
mianem „kobiecości ambiwalentnej”.
Paulina Wielanek
BIBLIOGRAFIA:
- Agryppa Henryk Korneliusz, O ślachetności a zacności płci niewieściej, przeł. Maciej Wirzbięta, Kraków, Drukarnia O. K. Uniwersytetu Jagiellońskiego, 1891.
- Bogucka Maria, Białogłowa w dawnej Polsce. Kobieta w społeczeństwie polskim
XVI – XVIII wieku na tle porównawczym, Warszawa,
Wydawnictwo Trio, 1998.
- Donimirski Andrzej, Niezwykłe kobiety w dziejach. Szkice biograficzne część pierwsza od starożytności do końca XIX w, Warszawa, Instytut Wydawniczy Związków Zawodowych, 1988, ISBN: 83-202-0678-2.
- Dziechcińska Hanna, Kobieta w życiu i literaturze XVI i XVII wieku, Warszawa, Instytut Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk, 2001, ISBN: 83-87456-73-X.
- Kobiety o kobietach. Studia i szkice. Średniowiecze i czasy nowożytne, pod red. Wioletty Zawitkowskiej, Rzeszów, Wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego, 2010, ISBN: 978-83-7338-537-5.
- Kuchowicz Zbigniew, Wizerunki niepospolitych niewiast staropolskich XVI i XVII wieku, wyd. 2, Łódź, Wydawnictwo Łódzkie, 1974.
Zbytnie rozstrzelenie czasowe, jak na temat o renesansie... Niby zaznaczasz kiedy przechodzisz do głównego tematu, jednak chwilę potem zapuszczasz się już po XVIII w., który renesansem nazwać trudno... Nie będę rozwodził się nad paroma literówkami, czy powtórzeniami, ale przyczepię się jeszcze do słów "Podaliśmy" i "Powiedzieliśmy"... Czyż autorka nie działa solo? Jeżeli to praca grupowa, to dlaczego widnieje jeno jedno imię? ;] Dodatkowo praca wygląda jak żywcem wyjęte wypracowanie na jakieś zaliczenie, co zapewne tak było, jednak ta forma, która sprawdza się w celach założonych, w roli artykułu do hm.. "gazetki internetowej" daje po sobie odczuć niemiły dysonans. Czytelnik może poczuć się obrażony, iż czyta coś co jest "z odzysku".
OdpowiedzUsuńDobra, bym na totalnego zrzędę nie wyszedł to jeszcze pochwalę, za krztę zaangażowania, choć i tu powody mogą być różne... Potencjał jest, ćwicz warsztat i rozwijaj się Paulino, a będzie tylko lepiej ;)
Z pozdrowieniem, Fiszer