29 grudnia 2012

7. Kobieta w renesansie

Kobieta stała się tematem szeroko komentowanym już w starożytności. I już od czasów Arystotelesa postrzegano ją jako biegun przeciwny w stosunku do mężczyzny. Z mężczyzną, bowiem m. in. Arystoteles utożsamiał aktywność, prostolinijność, wyższość. Po drugiej stronie była ona – bierna, zmienna, zachowawcza, chytra i niższa - kobieta. Myślę, że nie przesadzę z uogólnieniem, że rola kobiety w wiekach dawnych w ogóle, widziana była, jeśli nie przez pryzmat, to na pewno w opozycji do mężczyzny.
Filozofowie zazwyczaj nie posiadali żon. Jedynym znanym wyjątkiem była małżonka Sokratesa. Nie dajmy się jednak zwieść złudzeniom, wszak i ona nie jest „chlubnym” przykładem kobiety starożytnej. Sokrates traktował ją niejako w kategoriach aporii; nie była dla niego podmiotem, ale przedmiotem - przedmiotem jego ćwiczeń.
Uczeń Sokratesa, Platon, w swoim dziele „Państwo” również zwraca uwagę na funkcje kobiety i sprowadza je przede wszystkim do prokreacyjnej funkcji matki i żony. Nie sposób nie zauważyć tu pośrednio już podkreślanej całkowitej zależności kobiety od płci męskiej.
Jeśli mówimy tu o starożytności – a pominąć jej nie możemy, skoro tematem dalszych rozważań ma być kobieta renesansowa – warto wspomnieć, że zmiany w sposobie postrzegania kobiety przyniosło chrześcijaństwo. Począwszy od Maryi, skończywszy zaś na kobietach, które towarzyszyły Jezusowi. Warto podkreślić, że zapanował także kult dziewictwa, które pozwalało osiągnąć kobiecie szacunek w oczach ówczesnych.
Aby mieć choć minimalnie przybliżony obraz rozwoju poglądów na temat kobiety, zatrzymajmy się jeszcze przez chwilę przy jej wizerunku wykreowanym przez wieki średnie. Ów wspomniany przeze mnie wcześniej kult dziewictwa trwał. Obok dziewic szacunek zyskiwały wdowy, które oddawały się modlitwom i ascezie, a także pomagały innym. Dziewictwo i wdowieństwo – to dwie drogi, które zatrzymywały średniowieczny mizoginizm. Prócz tych dwóch modeli, istniał jeszcze jeden: kobiety – fundatorki. Model ten obejmował wszak tylko kobiety zamożne, np. żony władców, które zajmowały się mecenatem. Jednakże nikogo chyba nie trzeba przekonywać do tego, że ogólny wizerunek społeczny kobiety był pasywny. Nie miały one prawa do edukacji; jedyna droga do wykształcenia wiodła przez klasztorne kaplice. Kobieta wykształcona jest w średniowieczu niejako synonimem zakonnicy. Znanym nam odstępstwem od tej reguły była postać Heloizy – ukochanej Abelarda. W wiekach średnich panowała usilna chęć „wyrzucenia” kobiety poza społeczeństwo, która pogłębiła się wraz z wybuchem procesów o czary i uformowała nowy model kobiety – czarownicy, charakterystyczny dla schyłku epoki.
Przejdźmy teraz do właściwego tematu pracy, a mianowicie do kobiety w renesansie. I tutaj napotykamy na pasywny wizerunek niewiasty. Kobieta bowiem w renesansie nie miała praw publicznych, politycznych. Była zepchnięta na dalszy plan społeczeństwa, stanowiła tło świata zdominowanego przez mężczyzn; była tego świata uzupełnieniem. Renesansowa kobieta jest całkowicie zależna od „swojego pana”, podlega mu. Jest, jak możemy stwierdzić za Marią Bogucką, „słabszym ogniwem”, istotą „świecącą światłem odbitym” od mężczyzny, a jej podstawowe zadania, narzucone przez płeć męską, ograniczają się głównie do roli żony i matki.
W renesansie ważnym aspektem życia było zawieranie małżeństw. O „wyższości” stanu małżeńskiego przekonuje m. in. Rej w „Żywocie człowieka poczciwego”. Co za tym idzie, zwracano także uwagę na to, jakimi cechami powinna odznaczać się dobra małżonka. Dominującą cechą charakteru wybranki winna być uległość, posłuszeństwo - dobra żona, to żona poddana mężowi. Białogłowa powinna zawsze wspierać swojego męża, pomagać mu w pracach domowych i gospodarczych, a także, rzecz jasna, wychowywać dzieci. Za takim modelem żony opowiada się m. in. Mrowiński i Rej. Kolejną cechą, jaką chciano widzieć w kandydatce na przyszłą żonę, była pobożność. Uważano, że kobiecie trudniej jest osiągnąć życie cnotliwe, a droga do cnoty istoty biologicznie niższej od mężczyzn, wieść może tylko przez uległość, powściągliwość, dobroć, roztropność, skromność, wstydliwość, brak rozwiązłości.
Ideałem byłaby oczywiście żona o równym statucie społecznym i majątkowym. Bo o ile mężczyzna mógł ostatecznie poślubić uboższą kobietę, o tyle kobieta wiążąc się z niższym statutem społecznym i materialnym mężczyznom musiała zrzec się swojego majątku. Powiedzieliśmy już o cechach charakteru, usposobienia, statusie społecznym i materialnym. Jednakże, gdy wybierano sobie kandydatkę na żonę (oczywiste było, że i w tej kwestii decydował mężczyzna, bądź swaci, a niewiasta pozostawała pasywna) zwracano uwagę na wygląd. Już Paprocki w swoim dziele zatytułowanym „Nauka rozmaitych filozofów około obierania żony” zastanawia się nad problemem wyboru „gładkiej” bądź „szpetnicy”. Rej i Andrzej z Kobylina uważali zaś, że wygląd nie jest jedynym priorytetowym kryterium wyboru żony; ważne jest, aby jej fizyczność była w stanie sprostać roli, jaką przed kobietą stawiano – wydać na świat potomstwo. Bowiem właśnie największą zaletą - i zarazem zadaniem kobiety renesansu - była płodność. Uważano, że nie ma większej zasługi dla białogłowy, jak wydanie na świat licznego potomstwa. Rodzenie dzieci było indywidualną ofiarą złożoną na ołtarzu ojczyzny. Sądzono bowiem, że kobieta wydając na świat chłopców, daje ojczyźnie silnych, mężnych wojowników. Renesansowe kobiety rodziły zatem dużo i często (zdarzało się, że nawet co 24 – 30 miesięcy), co wpływało na wczesną umieralność i niską średnią wieku.
Co można powiedzieć o wykształceniu kobiet? Uważano, że kobieta powinna być przede wszystkim pracowita. A do jej zadań należy wypełnianie obowiązków domowych i opieka nad dziećmi. Umiejętność czytania, jak sądzono, stanowić mogła wręcz zagrożenie. Wiedza w żadnym stopniu nie była czynnikiem warunkującym kobiecość. Białogłowy od nauki raczej izolowano, wszak sądzono, że wiedza może sprowadzić kobiety na złą, niecnotliwą drogę. Pojawiały się sporadycznie pojedyncze głosy w obronie praw kobiety do nauki. Wśród tych nielicznych m. in. Jean Louis Vives, choć przeciwny udziałowi kobiet w życiu politycznym, uważał, że powinny mieć dostęp do edukacji. Margaret L. King z kolei w tłumaczeniu jednego z tekstów Vivesa zauważa, że autor przyznaje prawo do nauki kobietom, jednakże przestrzega przed zbytnim zagłębianiem się niewiast w tajniki wiedzy. Novum na gruncie polskim były słowa Andrzeja Glabera z Kobylina, który dołączył do nurtu humanistycznego Zachodniej Europy, twierdząc: „przeto oni [mężczyźni], bojąc się swej sławy utracić, aby białe głowy rozumem ich nie przechodziły, chcąc wiele umieć, bronią im czytania pisma, chyba modlitw, a paciorków.” Słowa Andrzeja Glabera to swoista próba nobilitacji kobiety. To rewolucyjne stwierdzenie było jednak długo zatuszowywane.
Warto jednak zwrócić uwagę, że już w XVI wieku swoją działalność rozpoczynają sawantki – kobiety, chcące pogłębiać wiedzę, których największa aktywność przypada na wiek XVIII. Już w XVI wieku rodzi się także literatura kobieca, którą wiążemy z nazwiskiem Zofii Oleśnickiej z Piaskowej Skały i Jadwigi Piotrowczykowej. Widzimy, zatem, że kobiety, choć bardzo powoli, to jednak wychodzą poza domowe obowiązki, mimo panującego wówczas poglądu, że tajniki wiedzy, czy nawet towarzystwo, są dla kobiety czynnikami destrukcyjnymi.
Model renesansowej kobiety, to jednak model ambiwalentny. Dwoistość natury kobiecej w wiekach XVI i XVII przedstawiano za pomocą mandragory, która z jednej strony była rośliną wspomagającą płodność, z drugiej natomiast – ziołem złowróżbnym, którego w swoich magicznych rytuałach zwykły używać czarownice. Na czym zatem owa dwubiegunowość kobiety polegała?
Podaliśmy już model pasywnej żony, poddanej mężowi; niezbyt, a najlepiej w ogóle, niewykształconej, której ozdobą ma być płodność, a chlubą wydanie na świat licznego potomstwa. Po drugiej stronie istniała kobieta – zagadka. Prototyp kobiety fatalnej, którego dopatrywać możemy się już w postaci pramatki ludzkości: Ewy – kusicielki, czy też w postaci tak popularnej w renesansie Pandory, tkwił gdzieś głęboko w mentalności ludzi renesansu. Kobietę bardzo często utożsamiano z mrocznymi siłami zła, z grzechem. I tak właśnie postać biblijnej Ewy była dla ówczesnych „źródłem śmierci przez swą zmysłowość i piękność”, była „istotą ulotną i zdradliwą”, jak pisze Hanna Dziechcińska. I dalej pisze autorka, że w XVI wieku „kobiecą postać przybierały również wyobrażenia występków i grzechów”. Zatem kobieta była niejako alegoryczną wykładnią zła.
Uzyskaliśmy więc odpowiedź na czym polegała ambiwalencja kobiecej natury. Dobro – zło, świętość i świeckość, a następnie cielesność tuż obok wizji dobrej statecznej żony – oto wyznaczniki dwoistości natury kobiecej, jaką dostrzegamy w renesansie, a o których szerzej pisze wspomniana wcześniej Hanna Dziechcińska w swojej książce „Kobieta w życiu i literaturze XVI i XVII wieku”.
Dyskusję i polemikę z przytoczonym powyżej wizerunkiem kobiety podjął Agryppa. Co prawda, częściowo zgadza się z poglądami epoki (kobieta – matka, której mleko jest wyrazem mocy, jaką natura dała kobiecie), jednakże jego stwierdzenie, że „wszytkiego złego początek jest od mężów, a nie od niewiast” najpopularniejszym w dobie renesansu zapewne nie było.
Mężczyźni obawiali się zmienności kobiecego charakteru. Kobieta była dla nich swoistą składanką skrajności. Bano się nieprzewidywalności jej zachowań, kapryśnych, zmiennych humorów. Dostrzegano, bowiem, jak pisze Bogucka, „bujny temperament” i „gwałtowny charakter” niewiast. Obrazu zmiennej gwałtownej białogłowy dopełniała wspomniana wcześniej wizja kobiety, jako uosobienia grzechu. I właśnie dlatego mężczyzna próbował za wszelką cenę utrzymać dominację nad kobietą, często w bardzo prosty sposób – za pomocą rózgi bądź bata. Mąż już od początku XV wieku miał prawo karcić żonę w ten niewysublimowany sposób. Warto zwrócić uwagę na fakt, iż strach przed niestałą kobiecą naturą swe korzenie ma już w starożytności.
Zainteresowanie kobietą i odbicie poglądów ówczesnych znalazło odzwierciedlenie w licznych dziełach literackich, m. in. w „Żywocie człowieka poczciwego” Mikołaja Reja, czy „Dworzaninie polskim” Łukasza Górnickiego. Od wypowiedzi na temat kobiety nie stronił również Erazm z Rotterdamu, Mrowiński i wielu innych. Swoją obecność białogłowa zaznaczyła także w dziedzinie sztuk plastycznych, zwłaszcza malarstwa. Za Dziechcińską, warto wspomnieć tu chociażby dzieło Jean’a Cousin’a „Eva Prima Pandora” z 1520 r. czy też dzieło „Natura” Martina Heemskerka (około 1572 r.).
Widzimy, zatem jak złożone i wielobarwne było spojrzenie na kobietę w dobie renesansu. Jeśli miałabym podsumować to złożone i szerokie zagadnienie kobiecości, określiłabym je, idąc za Dziechcińską mianem „kobiecości ambiwalentnej”.

Paulina Wielanek

BIBLIOGRAFIA:
  1. Agryppa Henryk Korneliusz, O ślachetności a zacności płci niewieściej, przeł. Maciej Wirzbięta, Kraków, Drukarnia O. K. Uniwersytetu Jagiellońskiego, 1891.
  2. Bogucka Maria, Białogłowa w dawnej Polsce. Kobieta w społeczeństwie polskim
XVI – XVIII wieku na tle porównawczym, Warszawa, Wydawnictwo Trio, 1998.
  1. Donimirski Andrzej, Niezwykłe kobiety w dziejach. Szkice biograficzne część pierwsza od starożytności do końca XIX w, Warszawa, Instytut Wydawniczy Związków Zawodowych, 1988, ISBN: 83-202-0678-2.
  2. Dziechcińska Hanna, Kobieta w życiu i literaturze XVI i XVII wieku, Warszawa, Instytut Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk, 2001, ISBN: 83-87456-73-X.
  3. Kobiety o kobietach. Studia i szkice. Średniowiecze i czasy nowożytne, pod red. Wioletty Zawitkowskiej, Rzeszów, Wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego, 2010, ISBN: 978-83-7338-537-5.
  4. Kuchowicz Zbigniew, Wizerunki niepospolitych niewiast staropolskich XVI i XVII wieku, wyd. 2, Łódź, Wydawnictwo Łódzkie, 1974.

1 komentarz:

  1. Zbytnie rozstrzelenie czasowe, jak na temat o renesansie... Niby zaznaczasz kiedy przechodzisz do głównego tematu, jednak chwilę potem zapuszczasz się już po XVIII w., który renesansem nazwać trudno... Nie będę rozwodził się nad paroma literówkami, czy powtórzeniami, ale przyczepię się jeszcze do słów "Podaliśmy" i "Powiedzieliśmy"... Czyż autorka nie działa solo? Jeżeli to praca grupowa, to dlaczego widnieje jeno jedno imię? ;] Dodatkowo praca wygląda jak żywcem wyjęte wypracowanie na jakieś zaliczenie, co zapewne tak było, jednak ta forma, która sprawdza się w celach założonych, w roli artykułu do hm.. "gazetki internetowej" daje po sobie odczuć niemiły dysonans. Czytelnik może poczuć się obrażony, iż czyta coś co jest "z odzysku".
    Dobra, bym na totalnego zrzędę nie wyszedł to jeszcze pochwalę, za krztę zaangażowania, choć i tu powody mogą być różne... Potencjał jest, ćwicz warsztat i rozwijaj się Paulino, a będzie tylko lepiej ;)
    Z pozdrowieniem, Fiszer

    OdpowiedzUsuń